Pora przedstawić efekty pierwszego transferowania na klej.
Duży wpływ na zainteresowanie się tą metodą miały zachwyty innych, że łatwe, że szybkie, że super efekt...
Trzeba było się o tym przekonać na własnej skórze ;)
nie ma sensu tworzyć kolejnego tutka, podzielę się jedynie moimi spostrzeżeniami :)
dorwałam klej, a raczej resztki Magika,które miałam,
i podobrazie, które zakupione wieki temu, kurzyło się na dnie szuflady.
Zastanawiałam się, czy nie spróbować na jakiejś pomalowanej deseczce, bo troszkę podobrazia szkoda na pierwszy raz...ale co tam, najwyżej się zmyje ;) Zastanawiało mnie też, jaka baza do tej metody jest właściwa, Jamajka użyła do tego gessu, ja skorzystałam z podobrazia, który już sam w sobie jest pokryty podkładem.
Do dzieła:
obrazek (wydruk laserowy) pokryłam klejem, po stronie zadrukowanej oczywiście,
nałożyłam go dość sporo,
rozprowadziłam palcem
i delikatnie przyłożyłam do podobrazia.
Docisnęłam dłonią, później łyżeczką.
Podobrazie jest dość elastyczne, więc można podłożyć rękę pod spód, a po powierzchni obrazka delikatnie wędrować dłonią, żeby pozbyć się pęcherzyków powietrza.
Udało się przykleić wydruk, już chciałoby się iść dalej, a tu trzeba czekaaaać ;)
Wytrzymałam aż godzinę!
Obrazek z nasączonego zrobił się biały, więc można zacząć rolowanie.
Emocje jak na grzybobraniu! :D
Maczając palec w wodzie, powolutku rolowałam papier.
Czekałam chwilkę, aż całość troszkę podeschnie i zbierałam kolejną warstwę papieru i kolejną, aż do momentu, kiedy obrazek jest czyściutki, nie mam na nim "meszku z papieru" ;)
Obrazek oczywiście postarzyłam, dodałam białe plamy, żeby podkreślić starość fotografii. Przydałaby się też ramka, ale póki co nie miałam jej z czego zmontować, więc boki również zostały nieco postarzone.
Jak dla mnie pomysł genialny! Nie mam porównania z preparatami do transferowania, ale ten sposób transferowania klejem trafiony w 10!
Trudno było poprzestać na tym jednym obrazku, tym bardziej, że się udało ;)
Magik się skończył, pytanie się zrodziło a może by tak z innym klejem.
Późna już pora była, więc ograniczyłam się do próbnego transferu na kleje jakie jeszcze miałam.
Połowę wydruku pokryłam Wikolem, drugą klejem introligatorskim CR (na który kleje i serwetki i papiery "od zawsze").
Załączam zdjęcie, chyba nie muszę Wam mówić, który klej się nie sprawdził. Wikol! Po pierwszym już rolowaniu, zrobił się jakiś lepki i jak widać schodził od razu w całości. Zaznaczam, że całość schła przez całą noc!
Druga cześć pokryta CR bez zarzutu.
Skoro klej introligatorski się sprawdził, a tyle pięknych grafik kusi ... nie wytrzymałam i dorwałam tym razem obrazek kupiony za grosze w klamociarni.
Wydruk którym był pokryty (znawcą sztuki nie jestem, ale nie była to żadna znana reprodukcja ;)) zmyłam. Pomalowałam całość białą farbą akrylową, kiedy ta wyschła wydruk pokryłam klejem, przyłożyłam do przyklejenia... obrazek ułożył się niestety krzywo, chciałam poprawić, wydruk się częściowo przykleił, reszta się rozeszła w ręku. Klęska!
Ale nic to, kolejny wydruk pokryłam klejem CR i tym razem udało się przykleić bez poprawek :)
Muszę przyznać, że dużo łatwiej kleiło się na podobrazie. Jego elastyczność pozwoliła lepiej docisnąć wydruk. Tutaj mając twarde podłożę nie we wszystkich miejscach udało mi się pozbyć pęcherzyków powietrza i kilka "glucików" powstało ;)
Obrazek z ramką dał jednak większe pole do popisu.Postanowiłam go konkretnie postarzyć,poprzez białe ślady na fotografii i przyciemnianie ramki i kliku miejsc woskiem barwiącym.
Wniosek sam się nasuwa, im twardsza powierzchnia do klejenia i im większy wydruk tym trudniej.
Mimo tych kilku "ale", które pojawiły się w trakcie transferowania, polecam tę metodę,warto spróbować:)
Ubolewam tylko, że nie mam możliwości drukowania w kolorze, ale z tym też można sobie poradzić...esencja herbaciana czyni cuda ;)
pozdrawiam, paniKa :)